Rok sprawdzianów…
Felieton 1: „Egzamin z państwa prawa. Rok, w którym skończyły się wymówki”.
Odbudowa trwa dłużej niż kadencja - i nie zaczyna się od deklaracji.
Niektóre kraje kończą rok fajerwerkami. Państwo prawa kończy rok rachunkiem strat i testem konsekwencji. 2025 nie był rokiem przełomu. Był rokiem weryfikacji - momentem, w którym skończyły się alibi, a zaczęła się odpowiedzialność za realne decyzje. Po czasie gaszenia najbardziej oczywistych pożarów przyszedł etap najtrudniejszy: sprawdzian, czy odbudowa systemu to proces, czy tylko zręczna narracja.
Bo państwo prawa nie upada z hukiem. Ono rozsypuje się po cichu, pod ciężarem decyzji podejmowanych „tymczasowo”, „wyjątkowo” i „tylko na chwilę”. A potem - co gorsza - przyzwyczajamy się do prowizorki.
Po latach demolki
Nie da się uczciwie mówić o odbudowie, jeśli nie nazwiemy zniszczeń. W 2025 rok wchodziliśmy z bagażem, którego nie dało się zrzucić jednym aktem prawnym:
upolitycznioną prokuraturą, która przez lata uczyła się, kogo nie ruszać.
Sądami pękniętymi na pół, gdzie status tysięcy „neosędziów” stał się tykającą bombą pod milionami wyroków zwykłych obywateli.
Trybunałem Konstytucyjnym, który z arbitra stał się stroną procesu, skutecznie paraliżując legislację nowej większości.
To nie był kryzys jednego przepisu. To był kryzys sensu reguł - przekonania, że prawo obowiązuje wszystkich, a nie tylko tych, którzy nie mają legitymacji partyjnej w portfelu.
Odbudowa bez skrótów
W 2025 roku nie wydarzyła się magia. Nie było jednej daty, którą można by ogłosić „dniem powrotu do normalności”. I bardzo dobrze. Bo prawdziwa odbudowa nie jest spektakularna. Jest powolna, frustrująca i politycznie niewdzięczna.
Największym testem roku była walka z pokusą „użycia młotka”. Rząd, zderzając się z murami w Pałacu Prezydenckim czy w sparaliżowanym Trybunale, musiał wybierać: czy naprawiać państwo metodami, które same to państwo niszczyły, czy pogodzić się z powolnością procedur.
Egzaminem z dojrzałości było to, ile razy władza potrafiła powiedzieć „nie możemy tego zrobić na skróty”, mimo że presja ulicy i mediów społecznościowych domagała się igrzysk.
Pole minowe: status i stabilność
Nie ma dziś w Polsce obszaru bardziej skażonego niż wymiar sprawiedliwości. Rok 2025 zmusił nas do odpowiedzi na pytanie: co jest ważniejsze? Czystość procedury czy bezpieczeństwo obrotu prawnego?
Każda próba siłowego rozwiązania problemu nominacji sędziowskich prowadziła do tego samego ryzyka: podmiany jednej arbitralności na inną. A to nie jest powrót do prawa - to tylko zmiana kierunku nacisku. W tej materii ostrożność nie była słabością. Była świadomością, że prawo złamane „w dobrej sprawie” pozostaje prawem złamanym.
Europa: od klienta do partnera
Relacje z Unią Europejską przestały opierać się na gaszeniu pożarów. Skończył się czas „kamieni milowych” rzucanych pod nogi. Zamiast tego pojawił się etap trudniejszy: odbudowa realnej wiarygodności.
Bruksela w 2025 roku przestała pytać o deklaracje. Zaczęła pytać o dowody. Każdy raport o praworządności był sprawdzianem: czy Polska rzeczywiście wraca do standardów, czy tylko nauczyła się o nich lepiej opowiadać w europejskich salonach. Zaufania nie odzyskuje się retoryką; odzyskuje się je konsekwencją, nawet gdy jest ona niewygodna dla bieżącej polityki.
Najtrudniejszy egzamin: cierpliwość
Państwo prawa nie daje natychmiastowej satysfakcji. Czasem wręcz irytuje, bo nie „załatwia spraw” szybko i po naszej myśli. Często chroni tych, których najchętniej widzielibyśmy w kajdankach - i robi to właśnie dlatego, że jest państwem prawa.
Egzamin z 2025 roku nie polegał na tym, czy wszystko już działa idealnie. Polegał na tym, czy jako społeczeństwo przestaliśmy akceptować bezprawie jako „zło konieczne”.
Punktacja na koniec roku
Czy państwo prawa w Polsce jest już odbudowane? Nie.
Czy proces odbudowy stał się realny i nieodwracalny? Wciąż nie.
Czy skończył się czas wymówek? Tak.
Od teraz każda decyzja jest już wyborem, a nie koniecznością wynikającą z „zastałej sytuacji”. Historia uczy jedno: to nie deklaracje decydują o trwałości demokracji, lecz odwaga tych, którzy mają władzę, by poddać się regułom - i czujność tych, którzy ich z tego rozliczają.




Rzeczywiście, porządek prawny jest podstawą, ale jak wytłumaczyć to wszystkim niecierpliwym, że naprawa wymaga wielokrotnie więcej czasu niż burzenie, że powrót do normalności to proces, a nie spektakularne BUM. Ten proces trwa, a determinacja ministra W. Żurka jest ważnym wskaźnikiem. Dla niego, wieloletniego sędziego, praworządność to oczywistość. Oczekujmy kolejnych zmian, mając w pamięci fakt, że 8 lat dewastacji wymaga siły i czasu.
Ważne, że wkroczyliśmy w praworządność ku demokracji.
Wkroczyliśmy.
Wysiłek tej władzy był bardzo duży. NIestety, nie całej władzy.
Kilku rzeczy nie dopilnowano i to będzie przeszkadzać, a zatem wysiłek będzie musiał być jeszcze większy.
Widać jednak determinację w dążeniu ku praworządności i ku demokracji.
Ograniczenia są wewnątrz kraju i na zewnątrz. Szczególnie, że parasol zza Oceanu będzie wspomagać siłom mało demokratycznym. Oby też nie zawalił się ustrój Unii Europejskiej.
Nasza praworządność kroczy na ruchomych piaskach. Władza obecna i jej szef mają świadomość trudności, nie idą jednak na skróty i to cieszy.
Ale nie tylko wiara jest potrzebna, ale i pełna moblizacja tych, którzy tę wiarę podzielają - nas.